środa, 28 listopada 2012

Dominika Oramus "Imiona Boga"

Lubię książki, które zachęcają mnie do przeczytania innych książek. Taką stymulującą publikacją są właśnie "Imiona Boga". Autorka Dominika Oramus jest znawczynią anglojęzycznej literatury science-fiction i pisze o tym, na czym się zna. A robi to w sposób niezwykle popularyzujący, pozbawiony żargonu językoznawców.

W książce znajdziemy zwięzłe a treściwe analizy dzieł kilkudziesięciu pierwszorzędnych autorów tzw. fantastyki religijnej (szeroko rozumianej). Nawet uważni czytelnicy Philipa K. Dicka, Tolkiena, Strugackich, Ursuli Le Guin i innych dzięki "Imionom Boga" dowiedzą się czegoś nowego.

Dodatkowym atutem tej interesującej książki jest szczegółowy indeks nazwisk oraz bibliografia i filmografia.

Dominika Oramus, "Imiona Boga. Motywy metafizyczne w fantastyce drugiej połowy XX wieku", Kraków 2011. ISBN 978-83-242-1610-9

wtorek, 30 października 2012

"Clan of Xymox" i "Medusa"

Dwie pierwsze długogrające płyty holenderskiego Clan of Xymox to klasyka. Do dziś świeżo brzmiąca klasyka elektronicznej nowej fali.

Zespół w połowie lat osiemdziesiątych przedstawił interesują muzykę czerpiącą z dokonań Joy Division, A Flock of Seagulls, Ultravox, Visage. Nie była więc to twórczość szczególnie oryginalna, ale Ronnie Moorings z kolegami potrafili zastosować najlepsze rozwiązania swoich muzycznych idoli, a całość przyprawili nieco mrocznym klimatem (choć dozowanym zależnie od kompozycji - raz bardziej raz mniej). Wiele piosenek ma też wyraźny rytm dyskotekowy, na szczęście pozbawiony banału.

Dlaczego więc Clan of Xymox stał się nieco zapomniany? Po prostu pojawiła się formacja, która o wiele bardziej konsekwentnie (i ciekawiej) poszła ścieżką nurtu nazwanego później "mroczną falą". Tym zespołem był i jest Depeche Mode.

Clan of Xymox, ''Clan of Xymox", 4AD 1985.

Clan of Xymox, "Medusa", 4AD 1986.

piątek, 29 czerwca 2012

"Dekalog" reż. Krzysztof Kieślowski

Niewiele jest polskich filmów, które można pokazać obcokrajowcom. Nie chodzi mi o jakość rodzimego kina, ale o jego hermetyczność. Polskie problemy, polska mentalność, polski punkt widzenia dominują w nadwiślańskiej kinematografii, co jest naturalne. Jednak polscy twórcy albo nie potrafią tej specyfiki zagranicznym wyjaśnić, albo za bardzo skupiają się elementach zrozumiałych tylko dla ich rodaków.

Są jednak nieliczne wyjątki: "Rękopis znaleziony w Saragossie" Hasa, nieco zapomniany "Żywot Mateusza" Leszczyńskiego i cykl "Dekalog" Kieślowskiego.

Reżyser, będący wraz z Krzysztofem Piesiewiczem autorem scenariusza, przedstawił w 10 telewizyjnych filmach dziesięć ludzkich historii. Każdy odcinek nawiązuje do jednego z przykazań biblijnego Dekalogu w wersji katechizmowej, jednak żaden z filmów cyklu nie jest prostym moralitetem. Kieślowski zostawia widzowi więcej pytań niż odpowiedzi, a czyni to w sposób mistrzowski.

Kieślowski zaprosił do współpracy 9 najlepszych polskich operatorów, Zbigniewa Preisnera do opracowania muzyki wszystkich części cyklu i wreszcie rzeszę znakomitych aktorów w rolach głównych i pobocznych. Co ważne, reżyser zaangażował nie tylko znane widzom twarze (Daniel Olbrychski, Krystyna Janda, Jerzy Stuhr, Janusz Gajos), ale i aktorów głównie teatralnych (Henryk Baranowski, Maria Kościałkowska), zaś wszyscy zagrali niezwykle równo.

Cały cykl znalazł się na tzw. liście watykańskiej jako "film o szczególnych walorach moralnych". Dzieło Kieślowskiego jest też w pełni akceptowane przez niewierzących, choć w kilku momentach cyklu są podejmowane kwestie wiary.

"Dekalog" jest jednym z nielicznych dzieł polskiej kinematografii, które zdobyły autentyczne uznanie za granicą. Skutkuje to tym, że łatwiej jest kupić francuskie czy amerykańskie wydanie cyklu na DVD niż niskonakładowe polskie...


"Dekalog", reż. Krzysztof Kieślowski, Polska 1989.

niedziela, 8 kwietnia 2012

sobota, 31 marca 2012

Omega "Gammapolisz"

Dawno, dawno temu był sobie tzw. blok wschodni. Tworzyły go europejskie państwa zjednoczone miłością Wielkiego Brata czyli Związku Sowieckiego. Komunistyczne władze tych krajów co jakiś czas dawały ludziom pewne obszary względnej swobody. Jeśli chodzi o muzykę rockową, to najwięcej wykonawców mogło zaistnieć i tworzyć w ramach reglamentowanej wolności w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, Niemieckiej Republice Demokratycznej i Węgierskiej Republice Ludowej. Z tej ostatniej pochodzi jeden z najlepszych zespołów bloku wschodniego - Omega.

Paradoksalnie, dla wielu słuchaczy Omega jest zespołem jednego przeboju, "Dziewczyny o perłowych włosach" (Gyöngyhajú lány). Jednak zespół ten, założony w latach 60. ubiegłego wieku, a istniejący do dziś, nagrał wiele udanych utworów oraz albumów. Jednym z nich jest mój ulubiony "Gammapolisz" (lub "Gammapolis" w wersji anglojęzycznej) z 1979 roku.

Omega, podobnie jak na przykład grupa Jethro Tull, lubiła penetrować różne odmiany muzyki rockowej. Od "czystego" stylu rockandrollowego a la Rolling Stones, poprzez hard rock,  jazz rock, rock symfoniczny i inne. "Gammapolisz" to najlepsza płyta electro- czy space-rockowego okresu Omegi.

Ten niezwykle równy album wypełniają udane, spokojne, ale nie przesłodzone kompozycje. Muzycy sprytnie łączą kosmiczny nastrój syntezatorów z typowo rockowymi partiami gitary i basu, w nieoczekiwanych momentach wstawiają motywy imitujące muzykę klasyczną. Co najważniejsze, na tym albumie Omega wyraźnie nie kopiuje pomysłów żadnych innych ówczesnych wykonawców, choć wielbiciele Pink Floyd, Yes, Eloy i Jarre'a wyczują znane im muzyczne klimaty.  
 "Gammapolisz" wyróżnia też niezła dramaturgia płyty, ówcześnie winylowej, a więc podzielonej na dwa akty - stronę A i B.

Omega, "Gammapolisz", Hungaroton 1979.

wtorek, 28 lutego 2012

"Oto jest głowa zdrajcy" reż. Fred Zinneman

Ogromna szkoda, że to arcydzieło światowego kina odkryłem dosyć niedawno. Oczywiście, że już wcześniej słyszałem o dobrym, hojnie nagradzanym filmie o Tomaszu Morusie, ale nie miałem okazji, by ten obraz obejrzeć, choć w Polsce na DVD był dostępny przynajmniej od 2006 roku.

Nieprzetłumaczalny tytuł "A Man for all Seasons" został dobrze zastąpiony polskim "Oto jest głowa zdrajcy", gdyż film Zinnemana zadaje ważne pytania: czym jest lojalność? czym jest zdrada? gdzie kończy się racja stanu? Ale nie jest to opowieść o kanclerzu Anglii Tomaszu, ale o jego sumieniu i rozterkach związanych z wiernością Bogu i samemu sobie. Dzięki temu film ten jest uniwersalny i ciągle aktualny.

"Oto jest głowa zdrajcy" to adaptacja sztuki teatralnej Roberta Bolta, jednak talent reżysera nadał scenariuszowi niezwykły rozmach przypominający wielkie widowiska filmowe lat 50. i 60. ubiegłego stulecia z monumentalnymi dekoracjami i pysznymi zdjęciami. Georges Delerue zilustrował film wspaniałą muzyką z licznymi renesansowymi stylizacjami. Ale w końcu główną siłą omawianego obrazu jest obsada: Paul Scofield w roli Morusa, Robert Shaw jako Henryk VIII, Orson Welles jako kardynał Wosley, stawiający pierwsze kroki w filmach John Hurt oraz wielu innych świetnych aktorów nawet w bardzo małych rolach.

Film zasłużenie został obsypany Oscarami i znajduje się na tzw. liście watykańskiej.


"Oto jest głowa zdrajcy" (A Man for all Seasons), reż. Fred Zinneman, USA 1966.