sobota, 16 stycznia 2010

Sally Shapiro "My Guilty Pleasure"

Szwedzki projekt Sally Shapiro poznałem ponad rok temu i ciągle uważam ich debiutancką płytę "Disco Romance" za niezwykle udaną. Album nawiązywał do elektronicznej muzyki tanecznej lat 80. XX wieku, nie będąc ani niczyim plagiatem ani parodią. Zarazem "Disco Romance" rodził we mnie pytania: co dalej? jaki będzie kolejny krok Johana Agebjörna z koleżanką?

Próbki nowego albumu pojawiały się w internecie i... nie przekonywały. Jednak zaryzykowałem i kupiłem "My Guilty Pleasure" za niewielkie pieniądze bezpośrednio u producenta projektu (!). Płyta okazała się bardziej dojrzała muzycznie - w pozytywnym tego słowa znaczeniu - od debiutu. Ciągle słychać tu brzmienia sprzed ponad 20 lat wzbogacone o styl Mylène Farmer czy Imagination. Jednocześnie Sally Shapiro (której śpiew jest coraz bardziej odważny) dąży do wypracowania własnego stylu.

Na płycie jest więcej udanych piosenek niż na albumie debiutanckim. Płytę otwiera ciekawy instrumentalny "Swimming Through the Blue Lagoon" płynnie przechodzący w "Looking at the Stars", jakby wyjęty z pierwszego krążka. Znakomity "Love in July" z gościnnym występem Cloetty Paris z konkurencyjnego projektu. Do tego utworu nakręcono też sympatyczny animowany teledysk. Ponadto wyróżniają się jeszcze "Moonlight Dance" w stylu electro-soul i hipnotyczny "My Fantasy". A na zakończenie Szwedzi serwują nam naprawdę cudowny "Miracle".

Jedyną wadą "My Guilty Pleasure" jest dosyć słabe brzmienie całości. Ja rozumiem - produkcja niezależna, "domowa" - ale słyszałem wiele undergroundu o lepszej jakości nagrania.

Ciekawostką wydania europejskiego albumu jest wplecenie do niego tych piosenek, o które bogatsza była edycja amerykańska debiutu. Ale nie wiedzieć czemu zamieszczono udane "He Keeps Me Alive" i "Jackie Jackie", a zabrakło bardzo dobrego "Skating in the Moonshine"!

Generalnie jestem zadowolony z drugiej płyty długogrającej Sally Shapiro i czekam na kolejną.

Sally Shapiro, "My Guilty Pleasure", Paper Bag 2009.